Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/242

Ta strona została uwierzytelniona.

ry i okiem trzeźwego ducha spojrzéć przez nie na to, co mię otaczało.
Wtedy przede mną przesuwali się rzędem ludzie poznani, a twarze ich były różne: smutne lub znudzone, złośliwe lub szyderskie, fałszywie uśmiechnięte, lub mglisto patrzące, a mało, bardzo mało między niemi spokojnych, otwartych, z pogodą szczęścia i niezmąconego ducha na czole.
Na każdą prawie z tych twarzy wydobywał się brzydki robak, który toczył piersi, spędzała go despotyczna dłoń zwyczaju i przyzwoitości, niemniéj jednak szare lub ogniste jego kręgi wyglądały z za maski, szpecąc jéj oblicze...
Otwierałam okno mojéj sypialni i gwiazd nocnego nieba pytałam: dla czego tak było? i błagałam je, aby sprawiły, iżby myliły się oczy moje, iżbym dusze ludzkie i twarze ludzkie tak piękne i niepokalane widziéć mogła, jak śniłam je w półdziecięcych mych o świecie marzeniach! I czasem gwiazdy przemawiały do mnie z łagodną pociechą, zwąc mię słabém dziecięciem, którego niedoświadczenie i życie nowe w obłęd i chaos niezrozumiały wprowadza, lecz czasem powlekały je chmury i grzmiał od nich głos straszliwy, w którym słyszałam przepowiednią, iż pękną wkrótce kryształowe ściany pałacu ułudy, a ja zostanę stojąca pośród ogrodu, w którym kwiaty pomarły, smutna, śród smutnych chwastów i badyli...
Były dnie, w których czułam się radośną, życiem