Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/293

Ta strona została uwierzytelniona.

bardziéj, że młodzi mężczyzni, według przyjętego zwyczaju, nie zbliżali się do nas od razu, ale mieli sobie za obowiązek bawić rozmową poważne panie, lub łączyć się do kółek poważnych panów.
Siedziałyśmy więc wszystkie rzędem, tworząc rozmaitość tylko barwami sukien, bo pozy nasze i wyrazy twarzy były tak jednostajne, jakbyśmy wszystkie były mniéj więcéj wiernym portretem jednéj i téj saméj osoby. Wydawałyśmy się, jak róże na jednym krzaku kwitnące! a jednak, w głębi, jak wielkie, jak nieskończone pomiędzy nami leżały różnice!...
I nie założyła-bym się teraz oto, czy, w przeciągu mniéj więcéj godziny takiego pod ścianą posiedzenia, nie widziałam dwóch lub trzech ziewnięć, ukrytych naprędce batystową chusteczką, albo przysłonionych rozszerzonym nieco stereotypowym uśmiechem. Ale ręczyła-bym za to, że ziewnięcia te nie wyszły z ust moich, ani téż Rozalii. Dla mnie wszystko, co mię otaczało, było zbyt nowe i zajmujące, abym się choć na mgnienie oka znudzić miała; drżałam zresztą cała od oczekiwania rozpoczęcia się na dobre zabawy i czułam, że z przeciwnéj strony salonu, z pomiędzy grupy z ożywieniem rozmawiających mężczyzn, wysnuwały się i leciały ku mnie promienie pewnych wielkich, ciemno-siwych oczów... Rozalia zaś zdawała się być pod wpływem wewnętrznéj jakiéjś gorączki. Na śniadych jéj policzkach wybijały się krwiste rumieńce, oczy paliły się, wyrazy wypadały