Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

z ust prędko, z pośpiechem, niby gorączkowo, najczęściéj z towarzyszeniem wpół cichego chichotu. Utraciła całkiem marmurowy spokój czoła i pokorę postaci. Wyglądała, jak osoba, która się bardzo lęka, a pragnie okazać się odważną. Chwilami wpatrywała się we mnie tak dziwnie, że mi to aż przykrość sprawiało. Nie spuszczałam wszakże oczu i wytrzymywałam jéj spojrzenie. Alboż się czułam względem niéj winną?... Piątą godzinę uderzyły zegary, za oknami widać było, jak słońce schylało się już ku zachodowi, drzwi od jadalnéj sali otworzyły się na oścież, a na progu stanęło dwóch lokajów i zawiesiło serwety na swych ramionach na znak, że podano do stołu.
Zabawa bowiem wieczorna miała być poprzedzona wielkim obiadem.
Wkoło ogromnego stołu, ustawionego w podkowę, uginającego się nieledwie pod ciężarem sreber i kryształów, zasiadło około stu osób: poważne panie w koronkach na głowie i aksamitnych ciężkich sukniach, panny w różnobarwnych jedwabiach, panowie we frakach, na których czerni odznaczały się tylko bogate od zegarków łańcuchy. Wpół ciche rozmowy, prowadzono przy stole, rozeszły się po sali stłumionym szmerem, podobnym do brzęczenia roju pszczół, i łączyły się z dźwiękiem sreber i cichém licznéj służby stąpaniem.
Siedziałam pomiędzy dwiema pannami, najmniéj m