Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol I.djvu/401

Ta strona została uwierzytelniona.

Babka Hortensya raz jeszcze wyciągnęła ku nam rękę grożącą i wyrzekła sucho:
— A więc zostańcie ofiarami głupoty i krnąbrności waszéj, a gdy nędza w dom wasz wstąpi, spożywajcie miłosne nadzieje i odziewajcie się w pozy bohaterskie. Wolno wam już teraz choćby umrzéć z głodu, ja od téj chwili nic już z wami nie mam wspólnego i nawet dla honoru familii nie pośpieszę wam nigdy z pomocą.
To rzekłszy, wyszła z salonu sztywna i wyprostowana. Matka moja upadła na fotel i zakryła twarz rękoma.
Wtedy spojrzałam na Rozalią. Stała nieruchoma i blada, ze wzrokiem utkwionym we mnie; na długich jéj rzęsach wisiały dwie wielkie łzy, a błyszczały, jak brylanty. Oczy nasze spotkały się. Nagle Rozalia przystąpiła do mnie, gorączkowo pochwyciła moje ręce i do ust je poniosła. Krzyknęłam i chciałam wyrwać ręce z jéj uścisku, ale rzuciła się przede mną na kolana z głośnym płaczem.
— Przebacz! przebacz, Wacławo! — wołała śród łkań spazmatycznych, — tyś taka dobra, taka szlachetna! i matka twoja także, a ja cię tak obrażałam ciągle, tak nienawidziłam! Nie pojęłam cię, nie oceniłam, ale teraz rozumiem już ciebie, aniele śliczny i czysty, kocham cię, Wacławo! czy przebaczasz mi?...
Podniosłam ją i przycisnęłam do piersi.
— Czy przebaczasz mi? — pytała z uniesieniem