Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ponieważ mię panie zmuszacie do tego, więc powiem, że na twarzach, na które patrzyłem, nie znalazłem wcale liter, jakie pragnąłem wyczytać.
Zadziwiające podobieństwo! — zawołałam do siebie w myśli, — wszak i ja nie znalazłam ich także.
Panie zaśmiały się na pozór, ale z utajoném niezadowoleniem i obrazą. Gospodyni domu piérwsza głos zabrała:
— Nie możemy gniewać się na pana za to, coś nam powiedział, gdyż nie wiemy dotąd, czego właściwie szukałeś pan i czegoś nie znalazł.
Pan Lubomir wstrząsnął znowu włosami i odpowiedział, jak wprzódy, bez cienia uśmiechu:
— Szukałem wszystkiego, co szlachetne, podniosłe, idealne, co wyróżnia się od tłumu, a ducha unosi w krainy marzeń...
— I nie znalazłeś pan w nas tego wszystkiego? — zawołała gospodyni.
— O! teraz, to już mamy prawo gniewać się na pana!
— To impertynencya i niesprawiedliwość! — wołano zewsząd.
— Nie, panie, to tylko smutna konieczność salonów naszych, do których nie zaświtały jeszcze postępowe i wzniosłe myśli, panujące w krajach Zachodu, — wyrzekł pan Lubomir, podnosząc głowę i prowadząc ręką po czole z zamyśleniem i melancholią. — Obcy ideom, które już zawojowały pół świata, ogra-