Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pamiętnik Wacławy vol II.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.

chłonęła jego słowa płynne i podniosłe. Wyobraźnia obudziła się do pracy nowéj, i wieńcami, z tęcz uplecionemi, poczęła znowu wieńczyć piedestał, na którym nowy zjawił się ideał, a pierś oddychała coraz szerzéj, coraz pełniéj i głębiéj, połykając wraz z otaczającém powietrzem tchnienia wiary i uczuć gorących, jakich była spragnioną.
Tylko czasem, w godzinach późnego wieczoru, gdy sama jedna, udając się na spoczynek, siadywałam w sypialni mojéj, w miękkim zanurzona fotelu, z pomiędzy cieniów, jakie, zmieszane ze smugami bladego lampy światła, błąkały się po ścianach pokoju, wypełzała brzydka, drżąca, szyderczo-usta mara niewiary, zwątpienia.....
Wtedy przykładałam rękę do czoła i, odtwarzając pamięcią piérwszy ideał mój, nielitościwie strącony z piedestału, porównywałam go z tym, który coraz silniejszą stopą podnosił się nań teraz. Odtwarzałam pamięcią człowieka, który był bohaterem méj wyobraźni, a którego potém ujrzałam szkieletem, odartym z ciała, o kościach poczerniałych od plam gangreny, i czyniłam porównanie między nim a tym, co, odziany zbroją rycerską, stawał teraz przed myślą moją. Przypomniałam sobie, słowem, Agenora, stawiałam obok niego Lubomira i wołałam: jakaż wielka między nimi różnica! Agenor był bez zaprzeczenia piękniejszy, dowcipniejszy, świetniejszy od dzisiejszego władcy moich marzeń; ale ten o ileż bar-