Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Pan Kaprowski 072.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przemocą prowadzili. Człowiek wydzierał się im, wykrzykując zmieszane, straszliwe przekleństwa. Był to Jasiek. Wyglądał strasznie: pijany, bez czapki, z rozczochraną czupryną, twarz miał okrytą sinemi plamami od uderzeń, podartą w kilku miejscach siermięgę. Miotał się, wrzeszczał, klął okropnie, oczy krwią, a usta pianą mu zachodziły. Aniby w nim poznać było spokojnego i rozważnego parobka. Podobny był do zwierzęcia, którego namiętność jakaś we wściekłość wprawiała. Prowadzący go parobcy ze swej strony krzyczeli także i śpieszące za tą gromadką dziesiątki bab i dzieci wiejskich krzyczały, śmiały się, podskakiwały. Antek, jednego z parobków zagabnąwszy, ciekawie rozpytywać zaczął, co to się z Jaśkiem stało i za co tak, jak winowajcę, do folwarku ciągną.
— Na stryja swego po pijanemu napadł i zbił go strasznie, po policją posłali — odparł parobek.
Antek stał z otwartemi ustami.
— A! — dziwił się — taki był porządny człowiek i nigdy nie pijał. Tak mu się Pawłowej ziemi zachciało, czy co?
Wchodząc do Mikołajowej chaty, pokłonili się i rzekli:
— Niech będzie pochwalony!
— Na wieki wieków! — odpowiedział Mikołaj.
Usłyszawszy prośbę Krystyny o przeczytanie listu. Mikołaj wstał, ze starej, podartej i zatłuszczonej książki do nabożeństwa wyjął ogromne okulary, a umieściwszy je na nosie, siadł przy oknie, papier rozwinął i bardzo powoli, z wielką trudnością czytać zaczął:
„Przez Jakóba Szyłkę, tego, co to jego chata przy Gozdawowej stoi, posyłam wam, matulu, pisanie to, a jeżeli nie przyjdziecie do mnie, jak tylko przeczytacie, to już nigdy mnie na tym świecie nie zobaczycie. Wczoraj od naszego pułkownika przyszedł