Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 112.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

myśli Stefana, twarz jego jednak rozjaśniła się szczerém zadowoleniem.
— Masz słuszność, Stefanie — zawołał — powinieneś opuścić Wólkę i kończyć przerwane nauki. Jakkolwiek ten kawał ziemi, który jest wspólną naszą własnością, bardzo małych tylko dostarczy ci środków, to jednak z twojemi zdolnościami i energią...
Stefan nie pozwolił mu skończyć. Podniósł nagle głowę, brwi drgnęły mu lekko, jakby pod wpływem obrazy, lub zniecierpliwienia.
— Nie zrozumiałeś mnie, Józefie — rzekł z niezwykłą żywością — myśląc o położeniu naszém i przyszłości, najmniéj myślałem o sobie. Jeżeli-bym opuścił Wólkę sam jeden, dlatego, aby o czarnym choćby kawałku chleba ukończyć nauki, uczynił-bym zapewne wiele dla siebie, dla was nic... Ty, zamiast sześciu osób, miał-byś na głowie swéj i karku pięć; Wólka jednostajnie uginała-by się pod zbytecznym ciężarem, siostry nasze więdły-by i marniały w zaścianku; dzieci wzrastały-by jak chwasty dzikie...
— A więc, cóż chcesz uczynić? — zapytał Józef.
— Chcę wyjechać ztąd i zabrać ze sobą wszystkich, prócz ciebie.
— To być nie może!
— Posłuchaj mnie, Józefie. Katarzyna, w chorobliwém rozdrażnieniu swém, powiedziała dziś wielką prawdę. Słowa jéj, stały się dla mnie ostatecz-