Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 116.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Anna słowa brata powtórzyła starszéj siostrze. Katarzyna, ucieszona z razu nadzieją zmiany najnieznośniejszego dla niéj położenia, popadła wkrótce w głębokie i rozliczne obawy.
— Na miłość Boga, Anusiu! — wołała — drżąc i załamując ręce — jak my tam poradzimy sobie w mieście, wśród obcych ludzi, bez żadnych zasobów... zginiemy, pomrzemy z głodu!
Anna uspakajała siostrę.
— Co do mnie — mówiła — ufam Stefanowi, że dla siebie i dla nas obmyśli pewno i znajdzie środki zarobku. Ty, Kasiu, najmniéj powinnaś lękać się o siebie. Kształciłaś się artystycznie, a społeczność nasza ceni dotąd artyzm nadewszystko. Grasz i malujesz pięknie, znajdą się więc pewno w mieście dużém bogate domy, które zażądają od ciebie lekcyi muzyki i rysunku.
Słowa te przerzuciły Katarzynę z piekła trwogi, w niebo zachwycenia.
Od Stefana przychodziły do starego dworku listy częste. W piérwszym z nich Stefan pisał: „Nie wiem jeszcze, co uczynię i do czego się wezmę. Śród tłumów ludzi, w które się wmieszałem, jestem jak w nieznajomym lesie. Teraz dopiéro przekonałem się, jak, pomimo dwudziestu trzech lat moich i szczeréj miłości dla ludzi, z jakiéj słynęli nasi rodzice, mało znam społeczność, śród któréj urodziłem się i wzrosłem. Chodzę po mieście i patrzę szeroko otwartemi oczy-