Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 210.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, pani! — wymówił Maryan — ale nie miał czasu dokończyć zaczętéj mowy.
— Marysiu — ozwał się tuż przy nim stłumiony głos pani Herminii — czy nie widzisz, że pannie Teofili upadła chusteczka.
Śliczna panna, żywo rozmawiając z Żancią, i ze śmiechem odpowiadając na żarty i czułości cioci Rózi, upuściła w istocie chusteczkę, bardzo podobną do kawałka białéj pajęczyny, Maryan, przestrzeżony przez matkę, że jest niegrzecznym, uczynił parę kroków, aby ją podnieść, nie śpieszył się jednak widocznie, to téż panna schyliła się bardzo żywo i sama ją z ziemi podniosła.
— Dlaczego nie raczyłaś pani pozwolić mi, abym jéj oddał tę drobną przysługę? — zapytał Maryan, stając za krzesłem ładnéj panny.
— Dziękuję panu — odpowiedziała, na-pół tylko zwracając ku niemu strojną głowę, — same już dobre chęci cenić umiem.
Twarz jéj pozostała zupełnie obojętną, można-by nawet rzec, iż zbliżenie się Maryana ostudziło trochę jéj żywość i kilka promieni zgasiło w pięknych oczach. Smutna Helena za to powiodła za powabnym młodzieńcem oczyma, które w drodze spotkały się z bystrém spójrzeniem cioci Rózi.
Maryan, przyjęty obojętnie, opuścił krzesło panny Teofili i usiadł na stronie.
— Cóż, Adamie! — rzekł po chwili do siedzącego