Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 213.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

będzie mu bardzo smutno, gdy, wchodząc, zobaczy taką pustą salę.
— Zapewne, pani — ale smutki takie, powtarzając się, mogą mu oddać znakomitą przysługę. Dadzą mu poznać mierną skalę jego zdolności i wyleczą go może z choroby dawania koncertów.
— O, panie! — głośniéj nieco i z lekkiém już ożywieniem wymówiła panienka, — a może téż to nie choroba, ale prawdziwe powołanie...
— Nie sądzę, pani; bo jeżeli-by tak było, pan Wąsikowski, który, jak mi się zdaje, od dziesięciu już lat daje koncerta w różnych stronach kraju, dał-by poznać światu rzeczywistą wartość swą, przekonał-by ludzi o sile swego talentu i miał-by dziś salę pełną słuchaczy.
Żancia prosto już w twarz mówiącego patrzyła.
— Mnie się zdaje — zaczęła — że ludzie mogą się czasem nie poznać na talencie i zasłudze czyjéjś... przecież...
Nie dokończyła, bo pani Herminia pochyliła się ku niej.
— Żanciu — szepnęła tonem wymówki — za głośno mówisz i za śmiało decydujesz! Młodéj panience tak śmiałe wypowiadanie decyzyi nie przystoi.
Żancia ostygła nagle, wyprostowała się i umilkła; ale Artur Darzyc, który w części przynajmniéj dosłyszéć musiał słowa pani Herminii, zwrócił się ku niéj.