Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 348.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dnéj ręce, a cygarem zapaloném w drugiéj; — na klęczki kawalera! na klęczki! to daleko lepiéj, niż dudnić na fortepianie!
Smutna Helena powstała szybko z fotelu i wyszła do sąsiedniego pokoju. Na bladą twarz jéj wybił się gorączkowy rumieniec, i melancholijne oczy zwilgotniały powstrzymywaną łzą.
Pani Herminia Brochwiczowa zsunęła z razu wązkie brwi z niezadowoleniem. Śmiałość, żywość, zalotność pięknej Tośki, raziły wyobrażenia jéj o sposobie, w jaki młoda panna zachowywać się powinna w towarzystwach. Po chwili jednak myśl jakaś rozjaśniła jéj czoło. Prawdopodobnie była to myśl, niż ten, którego młoda panna tak faworyzuje, że aż mu, wobec licznego towarzystwa, klękać przed sobą pozwala, nie może jéj być obojętnym; faworyzowany zaś był jéj synem.
Najszczerszém jednak i najżywszém zadowoleniem zajaśniały, na widok sceny, zaszłéj pośród salonu, oczy Jana Brochwicza. Z uśmiechem pełnym ojcowskiéj czułości i dobrotliwości, patrzał on na dwoje młodych ludzi, a w chwili, gdy całe towarzystwo nimi tylko było zajęte, szepnął:
— Kochają się więc! dzięki Bogu!
Żywy obraz jednak trwał bardzo krótko. Teofila z nadzwyczajną żywością wysunęła swą rękę z dłoni Maryana, on z podobnym-że pośpiechem powstał, i rozeszli się w różne strony salonu. Brwi Maryana