Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 399.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jednym zamachem entuzyazmu szkoły agronomicznéj z „cudowną kobietą”, wywołało lekki uśmiech na usta Stefana.
— Kochasz? — wymówił na-pół poważnie, na-pół żartobliwie — o mój Marysiu! nie dziw więc, że tak stroskany przyszedłeś dziś do mnie! Z tym dodatkiem, projektowane przez ojca twego żenienie się twoje nabiera większéj jeszcze wagi i tragiczniejszéj barwy! Ale powiedz mi, jakże wygląda ta twoja „cudowna”? czy pięknie tańczy, czy czule gra?
Kamerton uczuć Marysia nastrojonym był zbyt głośno, aby posłyszéć on mógł odbrzmiewający w mowie towarzysza dźwięk żartu. Nie zniżając tedy ani na ćwierć tonu wysokiéj nuty, mówił daléj:
— Nie, Stefanie, nie jest to wcale żadna z salonowych lalek, na które patrzałem od dzieciństwa, z pomiędzy których jednę, żądają teraz, abym obrał sobie za małżonkę. Jest to kobieta uboga, pracująca, młoda i piękna, i nie pamiętająca o tém, że jest młodą i piękną. Jest to kobieta energiczna i samodzielna...
Umilkł znowu, i po chwili, z mniejszém już uniesieniem, ale z głębokiém uczuciem w twarzy i głosie, dodał:
— Pokochałem tę kobietę, Stefanie, szczerze i gorąco, nie myśląc o tém, czém ja dla niéj i ona dla mnie być może. Dziś, porównywając ją z tą, którą świat i rodzina moja uważają za moję przyszłą żonę,