Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 427.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dawno wyprane, sporządzone były z grubego muślinu w wielkie, bardzo ładne bukiety, i oszyte frendzlą z bawełny, w najgorszym smaku. Żancia, prócz mieszkania rodziców swoich i wielu zupełnie do niego podobnych mieszkań, nie widziała nigdy żadnych innych siedlisk ludzkich. Nieraz wprawdzie, mieszkając w Brochowie, zachodziła z matką lub guwernantką do oficyny, w któréj ze swą rodziną przebywał Brochowski rządzca. Ale mieszkanie Sumskiego wydawać się mogło pałacem, w porównaniu z tém, na jakie patrzała teraz, a było tak głównie z powodu, że znajdowało się na wsi. Tam zielone gałęzie drzew zaglądały przez otwarte okna do izb widnych i obszernych, zapach kwiatów zalatywał z ogrodu, piece były nowe, ściany olśniewającéj białości, okna doniczkami mirtów zastawione, a podłoga warstwą świeżego piasku i zielonego ajeru staranną ręką Małgorzaty Sumskiéj okryta. Tu zaś tego wszystkiego nie było. Duszna i pstrokata izba zajezdnego domu wydała się Żanci upostaciowaniem ubóztwa, niedoli, nędzy niemal, i oczy jéj posiadały wyraz smutku i wielkiéj litości, gdy ogarnęła niemi twarz matki Romana Gotarda.
Imainuj-bo sobie tylko, królowo moja — perorowała w téj właśnie chwili pani Róża — imainuj sobie tylko moje zdziwienie, gdym, przyjechawszy tu do Wilna, zaraz piérwszego dnia imię twojego Romulka na afiszu przeczytała! nie wiedziałam wcale o tém,