Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 430.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ciec wprowadził go do sali... publiki rój... nieboszczyk siada do fortepianu i zaczyna akompaniować... ja stoję za drzwiami, patrzę na nich przez szparę, i trzęsę się, jak osina, i płaczę, pani moja, ze strachu i ze szczęścia, jak bóbr... Aż tu słyszę, pani moja najmilsza, grzmot! nic i nic tylko grzmot! aż dom trząsł się! to oni, dobrodziéjko złota, oklaski takie memu Romulkowi bili... Co się to wtedy działo, co się działo! jak porwali dziecko moje pomiędzy siebie, jak go zaczęli na rękach nosić! piérwsze damy w powiecie całowały go po oczach i cukierkami buzię mu napychały... Potém kilku obywateli, najpiérwszych w powiecie, pani moja, zabrali z sobą i ojca, i synaczka, i wielką kolacyą im wydali, a po kolacyi pan Marszałek Dzięcioł, z kielichem szampana podszedł do nieboszczyka mego i, podając mu rękę, rzekł: — „Winszuję ci, stary Wąsikowski! syn twój będzie genialnym artystą”. — I cóż pani dobrodziéjka powié? wracając po téj kolacyi do domu, dziecko moje idzie z podniesioną głowiną, szerokim krokiem, jak król, takie to było już wtedy ambitne i szczęśliwe, kiedy ludzie go chwalili!...
Przy ostatnich wyrazach, Wąsikowska otarła łzy rozczulenia, sprowadzone do jéj oczu opowiadaniem o onéj szczęśliwéj chwili jéj życia. W umyśle jéj nie zjawił się ani przebłysk pojęcia o tém, że była to chwila, z któréj, jak ze źródła, wywinęła się cała moralna i materyalna niedola jéj syna. Ona materyalną