Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 053.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czyniła to wszystko z dobrą wolą i wesołą twarzą, w sercu jéj nie ozwały się nigdy, wychodzące z karbów codziennych, uczucia, wrażenia i pragnienia? czy do głowy jéj nie zawitały nigdy obrazy, wzbudzające tęsknotę, przysłaniające choćby na chwilę jaskrawy blask kuchennego ogniska, szare ściany sklepu, jednostajną powierzchnią pilnie zszywanego płótna? Na pytania te odpowiedziéć mógłby ten tylko, kto zajrzał w święte i głębokie misterye rozkwitłéj młodości, połączonéj z twardym, nękającym bytem ubóztwa, znoszonego z cichą odwagą. Teraz twarz Anny, schylona nad robotą, biała śród skąpego światła, tworzącego dla niéj tło szare i smutne, posiadała wyraz ciszy i spokoju. Ręka jéj, zgrubiała nieco od trzyletniéj pracy, z wyraźnemi znakami igły i twardych naczyń kuchennych, podnosiła się szybko i błyskała stalą igły, w takt niby podnoszącéj się zdrowym i szerokim oddechem młodéj piersi; po kilku minutach pracy, na świeże usta, okrążone dotąd wyrazem zamyślenia, wybiegła cicha nuta jakiéjś dawno słyszanéj pieśni, téj pieśni może, którą w szczęśliwych latach dzieciństwa słyszała wypływającą z piersi, lub z pod palców swéj matki, lub którą przyniosło jéj oddalone echo przeszłości, przybywające ku niéj z zielonych pól rodzinnych, nad któremi leciały dźwięki skowronkowych śpiewów i fujarek pastuszych. Dawna piosnka jednak, piosnka swobodnych dni dziecięcych, i bezchmurnych, krótkich dni piérwszéj młodości, krótko bawiła na