Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 068.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

światłem rążącém i przykrém, a na głowę spadł niewidzialny ciężar i w dół ją pochylił. Maryan ruch młodéj dziewczyny przypisał zapewne miłemu wrażeniu, słowami jego sprawionemu, bo, pochylony nieco nad nią, ujmując znowu w dłoń swą rękę jéj, któréj mu nieruchoma i zamyślona nie wzbraniała, mówił daléj głosem coraz cichszym i miększym, z twarzą okrywającą się coraz gorętszym i rzewniejszym wyrazem marzenia:
— Nie o takiém życiu marzę dziś, Anno, nie takiego życia pragnę dla ciebie i siebie, jakie dać-by nam mogły twarde trudy i znoje, szalone wysilenia, dokonywane dla celów poziomych i błahych. Posłuchaj! wysnułem w myśli swéj poemat cały i składam go u stóp twych, dobry i piękny mój aniele! Nie wśród świata gwarnego, nie wśród pospolitego motłochu, nie w trudach poziomych, ani w gorączkowéj gonitwie za ziemskiemi dobrami i zaszczytami żyć będziemy, jeśli podać mi zechcesz drogą rękę swą na wspólne życie i szczęście. Anno! jasteś tak młodą i piękną, i dobrą, że dusza twa koniecznie poetyczną być musi! Wszak kochasz ciszę, naturę i poezyą? W codziennym świecie, pośród zachodów i hałasów powszedniości, znaléźć ich nie można; ale są jeszcze na ziemi ustronia ciche i piękne, błogosławione przystanie dla dusz wyższych, dla serc, które, rozkochane w sobie, nie chcą, aby je widział kto, oprócz Boga, odwracają się od wszystkiego, co nie jest