Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 079.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wała oczy. Nie wyrzekła dotąd ani jednego słowa, nie uczyniła żadnego poruszenia. Można-by rzec, że nie słyszała i nie widziała nic z tego co się wkoło niéj działo; zmysły jéj i uczucia, pogrążone były w przepaścistych toniach rozmyślań, lub skamieniałe w objęciu nieprzezwyciężonego bólu.
— Musi być dziś bardzo zmęczoną — wskazując spójrzeniem Annę, szepnęła Katarzyna starszemu z braci.
— Może chora? — z nagłą trwogą odszepnął Edmund.
W téj saméj chwili skrzypnęły drzwi od podwórza, męzkie kroki dały się słyszeć w kuchence, do izby wszedł Stefan.
— Cóż wy dziś tu tak w ciemności siedzicie? — rzekł, zatrzymując się w progu — czy Anny niéma w domu?
— Anusi jest dziś coś nadzwyczajnego — szepnął Edmund, zbliżając się do wchodzącego brata.
— Obawiam się, czy nie jest słabą — również z cicha dodała Katarzyna — nie przywitała się z nami, gdyśmy z miasta wróciły, nie mówi nic do nas... Jeszczem jéj nigdy taką nie widziała...
— A mnie się już jeść chce bardzo! — zawołała Klemensia.
— To prawda — potwierdził brat najmłodszy — wszakże w téj porze jadamy zwykle, a dziś niéma jeszcze nawet ognia w kuchni...