Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 098.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przymiotów, jaką wśród otaczających ją mężczyzn znaleźć mogła... Wśród otaczających ją!... nie byłoż innych na świecie? Pamiętała, o! pamiętała o tém dobrze, że byli inni.., jednego z tych innych, oddalonych, wykluczonych i wykluczających się z jéj świata, znała... pamiętała... Jakże wyraźnie stanęła teraz przed nią postać jego, prosta, niewytworna, okryta ubraniem z taniego i niepokaźnego materyału, a jednak dziwnie dla niéj pociągająca, szlach etna! postać całkiem nowa pośród znanych jéj dotąd postaci i samą tą nowością może zajmująca, siłą jakąś, niewidzianą przez nią u innych, nacechowana, siłą męzką, która wywierała na nią urok taki, że wobec niéj ona, świetna zawsze, królująca, tryumfująca i radośna, uczuwała się nieśmiałą, rozrzewnioną, i w tajemnéj głębi serca wieczném a łatwém tryumfowaniem swém upokorzoną...
Pokój, w którym siedziała teraz, był tym samym, w którym przed kilku tygodniami pożegnała go po raz ostatni. Wodziła wkoło siebie zamyślonemi oczyma, i w jednéj minucie tysiąc razy zobaczyła portret jego, odmalowany przed nią wzrokiem jéj wyobraźni. Stał tu, siedział tam, zbliżał się, odchodził, patrzał na nią... Ukryła znowu twarz w dłoniach, ale nie myślała już ani o Maryanie, ani o prawdopodobném blizkiém swém zamążpójściu. Cofnęła się myślą o lat kilka i ujrzała się młodziuchną siedmnastoletnią dzieweczką, po raz piérwszy w roli dorosłéj już pan-