Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 102.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Podniosła twarz, po któréj kilka łez płynęło, i obie ręce przycisnęła do piersi, wezbranéj wysoko żalem, tęsknotą, buntem przeciwko tym przeszkodom i różnicom, które, jak się jéj zdawało, dzieliły ją z nim nieodzownie.
— Czyliż nie można zwyciężyć przeszkód tych i zatrzéć różnic?
Pytanie to zakipiało w jéj myśli płomienistém kołem pragnienia i nadziei. Ze splecionemi i złożonemi na stole dłońmi, z kibicią wyprostowaną i oczyma szklisto utkwionemi w jeden punkt przestrzeni, Teofila siedziała przez czas jakiś, nieruchoma jak posąg...
Gdy powstała, na twarzy jéj malował się wyraz niezwykłéj jéj wcale powagi i silnie powziętego postanowienia.
Powolnym krokiem, z głębokiém zamyśleniem w pięknych oczach, weszła do salonu, w którym znalazła matkę swą samę jednę, siedzącą na uprzedniém miejscu z książką w ręku, któréj jednak, niespokojna wzruszona, nie czytała. Ujrzawszy wchodzącą córkę, spójrzała na nią badawczo i wymówiła z pieszczotą w głosie:
— Jakaś ty zamyślona, Tośko moja! pójdź do mnie, pomówimy...
— Pomówimy... — powtórzyła piękna panna, i osunąwszy się na nizki taburet, stojący u stóp