Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 113.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pozostał przez chwilę w téj samej postawie, w jakiej znalazło go świetne zjawisko, rękę tylko uzbrojoną w młotek opuścił, jak człowiek, którego ze zdumienia i radości odstępują siły... Przybyła tu! a więc nie zapomniała o nim, zapragnęła go zobaczyć... po gwałtowném uderzeniu serca, które zatrzęsło nim od stóp do głowy, falę krwi rzuciło mu do czoła, wzrok przyćmiło i zatamowało oddech, uczuł silniéj i wyraźniéj, niż kiedy, że i on także o niéj nie zapomniał; pragnął ją widzieć wszystkiemi siłami ducha swego i ciała, chociaż pracujące w nim to pragnienie chował, przed sobą samym nieledwie, w tajemnicy. Teraz, gdy, niewzywana i niespodziewana, stanęła przed nim w miejscu, śród którego przyzwyczaił się pracować tylko i rachować, ogarnęła go wdzięczność dla niéj niewysłowiona i radość namiętna, usuwająca wszystko, co nią nie było, z myśli i pamięci... Podniósł się z wolna, upuścił na ziemię żelazne narzędzie pracy, i zbliżył się ku niéj.
— Nie spodziewałem się ujrzéć pani dziś... tutaj... — wymówił głosem, którego drżeń tłumić nie mógł, lub nie chciał.
Teofila nie odpowiedziała. Stała ona u wejścia, przemieniona zda się w posąg niemy i zimny. W pierwszéj sekundzie, gdy tu stanęła, gdy spójrzała na człowieka, ku któremu przybywała z gorącém słowem, z otwartém i zbyt może śmiałém nawet wezwaniem na ustach, rysy twarzy jéj drgnęły także