Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 119.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

odzieniem, klęczący nie przed ukochaną kobietą, nie przed żadnym cudem natury, lub sztuki, ale przed brzydkiém, drewnianém pudłem, napełnioném przedmiotami, przejmującemi wstrętem zmysł wzroku i powonienia? Otuliła się szczelnie obfitemi fałdami kaszmirowego okrycia i, wstrząsając się lekko, jakby pod wpływem dreszczu, który przebiegł jéj ciało, pomyślała:
— O! jak oni brzydko, strasznie wyglądają u siebie !...
Kogo rozumiała pod wyrazem oni? Tych zapewne, o których przed godziną mówiła swéj matce, że i pomiędzy nimi są tacy, których szanować i kochać można.
W sklepie tymczasem parę godzin jeszcze potém trwały ruch, stukanie, przenoszenie i ustawianie. Stefan chwilę tylko stał w miejscu, na którém pożegnał Teofilę, zamyślony i w ziemię wpatrzony, potém zwrócił się ku tragarzom, którym trzeba było zapłacić za przywiezienie i wniesienie towarów, i ku rozstawionym na podłodze pudłom, słojom i worom. Być może, iż, gdy podjął upuszczony przed kilku minutami młotek, przykląkł nad pakunkiem i zaczął znowu mocować się z twardém drzewem i opornemi gwoździami, ruch ręki jego prędszym był i niecierpliwszym, głowa pochylona niżéj, czoło bledsze, usta ściśnięte w niemém cierpieniu. Robota szła przecież zwykłym robót podobnych trybem i zwykłym