Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 222.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wodzić się na nich tak, jak zawodzą się daleko silniejsi i doświadczeńsi od ciebie. Zostaw marzenia o samodzielności ludziom głodnym i bez dachu, którzy robią cnotę z potrzeby i wolą swą przenoszą góry dlatego, aby im deszcz niebieski na nos nie padał, gdy usypiają... Spuść się na rodziców naszych, którzy ci z pewnością gładziutką drogę przez życie utorują, i nie probuj nawet małą główką swą uderzać o mur, przed którym prędzéj czy później uginamy się wszyscy...
Rzekłszy te słowa, Maryan powstał, i obu rękoma zgarnął w tył bujne swe włosy. Niezmożone, bezwiedne może westchnienie podniosło mu pierś wysoko; objął kibić siostry, pocałował ją w czoło i, pochwyciwszy stojący na stole kapelusz swój, szybkim krokiem opuścił pokój. Po chwili wstała, z wolna przeszedłszy, przesunąwszy się raczéj, jak cień cichy, przez dwa obszerne pokoje, stanęła u drzwi, przepuszczających wązką smugę złotego światła.
Poruszyła z lekka drzwiami temi i zapytała z cicha:
— Czy mogę wejść, mój ojcze?
— Czy to ty, Żanciu? — ozwał się z wnętrza głos pana Jana — wejdź, moje dziecko, wejdź, proszę!
Pan Jan siedział przy biurku, na którém paliła się lampa, zajęty czytaniem książki. Odłożył książkę na stronę i zwrócił się ku wchodzącéj.