Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 247.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niem się z domu Maryana, z domu, w którym młoda małżonka jego pozostawała sama jedna, i jak to widziała pani Herminia, wchodząc dnia tego kilka razy do jéj pokojów, przesiadywała godziny całe w głębokiém zamyśleniu, zimna i obojętna na pozór, lecz w gruncie widocznie wzburzona, przemawiająca do odwiedzającéj ją teściowéj z uprzejmością i w naturę jéj wzrosłym wdziękiem, lecz z ukrywaną i w zupełności ukryć się niedającą, smutną, a chwilami wyniosłą jakby urazą.
O zmroku pan Jan wszedł do salonu.
— Cóż? — zapytał — niéma go jeszcze?
— Niéma — odrzekła pani Herminia, i z niezwykłym sobie niepokojem w głosie dodała: — czy tylko nie spotkał go nieszczęśliwy jaki wypadek? może zachorował nagle?
— Zkąd znowu? Tak młodych i pełnych sił ludzi, jak Maryś, i w biały dzień do tego, nieszczęśliwe wypadki nie spotykają na każdym kroku. Jestem w tym względzie zupełnie spokojny.
— A więc — zawołała pani Herminia — cóż-by znaczyć mogło to jego uciekanie z domu na drugi i na trzeci dzień po ślubie! interesów do załatwienia nie ma on przecież żadnych, ani téż zajęć, które-by go za domem trzymać mogły! Przyznaj sam, Jean, że podobne postępowanie nasunąć może Teofili, Bóg wié, jakie myśli i podejrzenia. Jest-to nietylko już obojętność, ale nawet lekceważenie wszystkich wzglę-