Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 262.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przy któréj stała, i twarz dłońmi zakrytą utopiła w bogato haftowanéj poduszce. Tak wyniosła zawsze, pełna szlachetnéj i wdzięcznéj dumy, postać patrycyuszki ugięła się teraz w głębokiéj pokorze... Dotknięta ciosem strasznym i niespodziewanym, zrozumiała, że obok maluczkich wielkości kasty i konwenansu i po-nad niemi bardzo wysoko istnieją wielkości odwieczne, wszechludzkie, które, lekceważone, mszczą się za to na ludziach niepowrotnemi stratami... Zrozumiała, że, aby sprowadzić ku sobie szczęśliwe jutro, trzeba wzrok badawczy zapuścić w to, co dziś z sobą przynosi. Ona, wsłuchana w głosy, które dźwięczały nad własną jéj kolebką, nie dawała baczenia na te, które ozwały się wtedy, gdy urodziły się i wzrastały jéj córki... Nie zarzuciła na oczy ich, na wzór innych matek, ślepoty zupełnéj, ale uczyniła je jednookiemi; nie zakryła przed niemi świata i zjawisk jego grubą oponą dziecięcéj niewiadomości, ale ukazała im drobną część jego... oślepiona i głucha w połowie, rozminęła się z najwyższym, najdroższym celem swego życia, i sama, sama sprawiła, że istoty, za których szczęście oddała-by z ochotą wiekuistą szczęśliwość swéj duszy, rozminęły się ze szczęściem... Postawa jéj objawiała głęboką, głęboką pokorę, i wydawała się na pozór spokojną.
Dwie pary ramion oplatały jéj kibić, dwie twarze blade pochylały się nad jéj głową z wyrazami