Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 293.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

I nie wyszłam źle na tém... w późniejszym czasie... powoli nauczyłam się znać świat, życie i obowiązki małżeńskie, nabrałam własnéj woli i rozwagi, byłam zresztą, jak pochlebiam sobie, dobrą żoną i matką, a przytém kobietą tak szczęśliwą, o ile szczęśliwym można być na tym biednym świecie... Dlaczegóż-by więc z córką moją tak samo być nie miało, jak było ze mną?...
Gdy pani Herminia to mówiła, pan Jan patrzał w ziemię z wielkiém zamyśleniem.
— Tak, Herminio — rzekł po chwili — tak, tylko, że inny to może charakter, niż twój, inny temperament, bujniejsza wyobraźnia od twojéj, energiczniejsza i samowolniejsza natura...
Mówił to, przerywając sobie, z wahaniem i niepewnością w głosie. Znać było, że odkrywał w téj chwili nowe dla siebie światy, a przytém nagłém pokazywaniem ich nie chciał urazić żony. Ale pani Herminia wpatrzyła się w męża szeroko roztwartemi oczyma.
— Co? — zawołała — Żancia ma miéć bujną wyobraźnią, energiczny i samowolny charakter! co téż ty mówisz, Janie? dziecko tak uległe, proste, ciche...
— Kto wié? — w zamyśleniu wyrzekł pan Jan — kto wié?
— A gdyby i tak było — mówiła w rozdrażnieniu wielkiém matka Żanci — gdyby na nieszczęście