Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 329.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

chwicz — przyjechałem tym razem do ciebie przeważnie w interesie pieniężnym. Sprzedając Brochów, Maryan złożył w moje ręce sumę, którą ja i twoja matka przeznaczyliśmy dla ciebie...
— Mój ojcze! — przerwała Żancia — ja nic od was nie wymagam, niczego nie żądam; wszak nietylko zwróciliście mi serce swoje, ale i osypujecie mnie od lat trzech swemi dobrodziejstwy...
— Jesteś naszém dzieckiem, cokolwiekbądź więc stało się, nie możemy cię opuścić, pragniemy byt twój polepszyć i przyozdobić. Ale zastanów się sama nad tém, w jaki-by sposób najłatwiéj i najskuteczniéj tego dokonać. O oddaniu bowiem funduszu twego w ręce twego męża i myśléć nie możemy.
Żancia zarumieniła się znowu głęboko i chciała przerwać ojcu, ale on mówił daléj:
— Od trzech lat przesyłamy ci corocznie procent od twéj posagowéj sumy. W cóż się on obraca? Nie znać materyalnych tych środków, ani w tym dziurawym dachu, ani na tych ścianach nagich i sprzętach odwiecznych, ani w twém ubogiém ubraniu. Jako ojciec twój, powiem ci znowu, że nie jest mi wcale tajemném, iż mąż twój traci w podróżach, cukierniach i hotelach miejskich wszystko, co posiadasz, ciebie pozostawiając w zupełném niemal ogołoceniu.
— Mój ojcze! — ze łzami w oczach przerwała młoda kobieta — nie mów tak! o, proszę cię, nie mów