Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 340.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

któremi chciała przywołać sen na niewinne oczy niemowlęcia; drżący i stary głos jéj starą wciąż pieśń zawodził o Filonie i gaiku, o czułém kochaństwie przy świetle księżyca. Dziecię zasnęło, ukołysane raczéj ruchem kolebki, niż drżącym, złamanym głosem, wyśpiewującym mimowoli odwieczne pieśni miłosne; ale stara niewiasta, z garstką siwych włosów nad zmarszczoném czołem, westchnęła ciężko, pokiwała głową i otarła łzę, która ze zgasłego oka staczała się za materacyk, ochraniający twarz, od fluxyi obrzękłą.
Z innéj znowu strony starego domu ozwały się po chwili dźwięki skrzypiec. Księżyc świecił na dworze, a srebrne promienie jego, wnikając do izby sypialnéj Romana Gotarda, przypomniały przebudzonemu wędrownemu artyście, ściśle dotąd spełniany, obowiązek patrzania na tę gwiazdę nocną, ilekroć ukazywała się na niebie. Patrzał tedy na księżyc, błyszczący za małemi szybami, i usnąć już nie mógł... Srebrny promień padał na podługowate pudło, w którém mieściły się skrzypce... wiatr jesienny szumiał z cicha za ścianami domu... gałęzie wzrastającéj pod oknem topoli drżały w osrebrzoném powietrzu, szemrząc opuszczającém je zwiędłém liściem... Roman Gotard porwał się z posłania i, wysoką postać swą owinąwszy szlafrokiem, ze skrzypcami w ręku, stanął przy oknie... Kto wié? dziś może właśnie, śród nocy tej szemrzącéj i sre-