Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 443.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zobacz pan, co on wyrabia — rzekł, wskazując mi palcem głąb' dziedzińca.
Zobaczyłem młodego więźnia, krzątającego się żywo po dziedzińcu. Zrazu nie mogłem dobrze zrozumiéć, co znaczyła czynność, któréj oddawał się z gorączkową prawie zapomiętałością. Pod jedną ze ścian więzienia, złożoną była do naprawiania bruku przeznaczona znaczna ilość kamieni. Kaliński podejmował najcięższe z nich i roznosił je w różne strony dziedzińca, poczém brał je znowu i umieszczał na dawném miejscu. Kształtne, ale silne i muskularne ramiona jego, podnosiły ciężary z pozorną przynajmniéj łatwością, i nad podziw zręcznie, obarczony niemi, nie szedł, ale biegł, i wracał po nowe prędszym jeszcze krokiem. Siermięga, którą dla ochronienia od chłodu przyodziały go władze więzienne, leżała w kącie podwórza, było mu snadź i bez niéj gorąco, bo policzki miał pałające, a po bladém czole spływał mu pot obfity, którego krople ocierał od czasu do czasu rękawem podartéj surduciny.
Więźniowie, siedzący pod ścianami na ławach, i straż, stojąca w bramie, śmieli się z niego i zadawali mu pytania, na które nie odpowiadał. Zdawał się nic nie widziéć i nie słyszéć, usta miał zaciśnięte, o oczy błyszczące dziwném, fizyczném jakby, zadowoleniem.
— Panie Kaliński! — zawołał głośno dozorca.