Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.1,2 620.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

cowego powiernika pięknych i czułych pań, to téż wywiązałem się z niéj tym razem w sposób niezupełnie może pospolity. Używane w podobnych razach otrzeźwiające sole i octy nie przyszły mi na myśl. Nie wydobyłem téż z piersi méj ani jednego westchnienia i oczy me pozostały suchemi.
— Cierpisz pani bardzo — rzekłem — to prawda. Ale przebacz, że powiem, iż przyczyna cierpień tych spoczywa właśnie we własnéj twéj istocie. Świat ten, który pani oskarżasz tak gorzko, mało im bardzo winien, tém mniéj fatalizm, który nie zewnątrz nas, ale w nas samych tylko, w pojęciach i pobudkach, rządzących nami, istnieje.
Słowa te, jakkolwiek wymówiłem z prawdziwą nad nią litością, zabrzmiały snadź w jéj uchu szorstko i zimno. Głośne łkania jéj umilkły. Podobną była dziecku, które, gdy łzom jego schlebiają, płacze coraz rzewniéj, lecz, gdy doń przemówią z powagą i stanowczością, ucisza się, i na gromiącą je osobę z nieśmiałym spogląda wyrzutem. W załzawionych oczach jéj, które na mnie podniosła, był miękki, trwożny wyrzut.
— I pan więc nie zrozumiałeś mię także! — szepnęła. — I pan także mię obwiniasz?
— Nie obwiniam pani bynajmniéj — odparłem — wiem, że moralna istota człowieka jest koniecznym wynikiem mnóztwa przyczyn i skutków, które na nią przez czas długi działały. Pragnął-bym tylko przez współ-