Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 358.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

na zaledwie przykrytéj słomie, wymówiła jeszcze parę razy:
— Kto-by się spodziewał? kto-by się kiedy tego spodziewał!
W kątku, pomiędzy piecem a ścianą, gorączkowo i niespokojnie śpiące dziecko zaszeptało:
— Wyrzucili!...
Nazajutrz Julianka, wnet po otworzeniu oczu, zaśmiała się głośno i srebrzyście. Co obudziło śmiech jéj? Któż wié? to może, co sprawia, że o dnia brzasku śpiewają ptaki, i że złoty owad wesoło brzęczy, wieszając się w zaraniu na promieniu słońca.
Promień wschodzącego słońca zaglądał w okno izdebki i ślizgał się po siwych włosach małéj staruszki, która, drobne, suche ręce swe nabożnie splotłszy, przez małą szybę patrzała ku górze i pół-głosem mówiła: „Ojcze nasz, któryś jest w niebie“.
Usłyszawszy śmiech dziecka, powiedziała: „Amen,“ i odwróciła twarz ku izdebce.
— Obudziłaś się! — rzekła, — spałaś dobrze? ciepło ci było?
Juliance ciepło było i dobrze w spowiciu, urządzoném ze staréj, grubéj chustki. Siedziała więc chwilę jeszcze w kątku swym, podobna do małéj, nieruchoméj mumijki, z błyszczącemi oczyma i śmiejącemi się usty. Potém zerwała się żwawo i, ciągnąc za sobą chustę, która, rozwinąwszy się, przykrywała już tylko jéj plecy, biegła i wyciągała ręce do podawanego sobie przez starą kobietę garnuszka.