Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 431.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dobrze ci teraz... jakaś pani opiekuje się tobą... Żebyś mnie zaprowadziła do niéj, tobym z nią zaznajomiła się i potém przychodziła-bym czasem, aby cię zobaczyć... a może byście dały mi cokolwiek... szmatę jaką zbywającą, albo łyżkę strawy ciepłéj... kto-by się był tego spodziewał?... No, zaprowadzisz mnie do swojéj pani, co?
Dziecko słuchało, ponuro patrząc w ziemię.
— Niéma już jéj — wyrzekło z cicha.
— Niéma! a gdzież się ona podziała? toż była jeszcze niedawno! U Złotki dowiadywałam się o ciebie... Gdzież ona?
— Nie wiem... pojechała gdzieś...
— Pojechała! — powtórzyła stara żebraczka, — no... a tyże?...
Julianka nie odpowiadała przez chwilę. Gdyby stara kobieta wzrok jeszcze posiadała, spostrzegła-by, że oczy dziecka miały w téj chwili dzikie jakiéś połyski.
— A ot, taka już dola moja! — rzekła po chwili z powagą, dziwnie odbijającą od drobnéj jéj postaci, i z wolna w ziemię patrząc, ciągnęła daléj. — Matka mnie porzuciła, i pani mnie porzuciła, i panna Janina mnie porzuciła... wszyscy mnie wyrzucają tylko i porzucają...
— No, no! — przerwała żebraczka — nie wyrzekaj, nie wyrzekaj, z wolą Bozką zgódź się. A ja? widzisz do czego przyszłam? żebrzę! żebraczka jestem!... kto-by się był tego spodziewał! Nie porzuciła-bym cię była