Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 074.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   66   —

pierwszéj chwili jego urodzin i słowa, jak potok, z ust jéj płynęły.
Był to dla niéj dzień prawdziwie uroczysty, gdy z rana mogła wymodlić się za syna, a wieczorem wygadać się o nim z sąsiadkami. Ale chwilami wielkiéj radości były te chwile, w których on sam do niéj przyjeżdżał. A ile razy przyjechał, tyle razy czémś nowém zachwycił ją i uszczęśliwił.
Jakże cieszyła się, kiedy po raz piérwszy przybył powozem i końmi własnemi! Jakże oglądała go ze stron wszystkich, gdy stanął przed nią w owém sortie de l’hôpital! Klasnęła w dłonie i pięć minut wstrząsała głową z podziwu, kiedy powozik jego wpadł raz w wieczór na dziedziniec, poprzedzony przez kozaczka, jadącego na bułanym kucyku i świecącego szeroko rozpaloną pochodnią. Prawda, że na widok kozaczka tego, cwałującego wieczorami z pochodnią przed powozikiem Milorda, wszyscy mieszkańcy Onwilu otwierali ze zdziwieniem oczy i usta. Był to bowiem pomysł wcale oryginalny, choć nie jedyny, na jaki w porze téj najwyższego blasku swego zdobył się Milord. Wszystkie zaś na tém polu, bądź własne pomysły, bądź wyborne naśladownictwa jego, wprawiały starą kobietę, która życie swe pędziła w głębi mieszczańskiéj dzielnicy, w uniesienia, pełne klaskania rąk, stłumionych chichotów, rumieńców, które tryskały na czerstwe policzki i iskier, które rozpłomieniały łagodne i kochające jéj oczy.