Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 104.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   96   —

— Dziecko! synku! robaczku mój! — szeptała, — co tobie się stało? czegoś ty taki mizerny i smutny?
Nagle klasnęła rękoma i zawołała:
— Nie dali ci bohdanki twéj? Prawda? nie dali?
— Nie dali! — szepnął Milord, tragicznym ruchem uderzając się dłonią w czoło i ponuro oczy wlepiając w ziemię.
— O! ja nieszczęśliwa! — jęknęła matka i ciężko osunęła się na stołek. Milord podniósł głowę.
— A ja szczęśliwy! — wyrzekł z goryczą i zaśmiał się zdławionym, szyderskim uśmiechem. — Mama wyobrazić sobie nie może, co ja przecierpiałem i cierpię... Kiedy mi ją z pod nosa rodzice wzięli i gdzieś wywieźli tak, że ani domyślić się nie mogłem dokąd; zwaryowałem... tak, zwaryowałem, i całe dwa dni byłem waryatem... Zawiedli mię ludzie, gorzko zawiedli! i ona zawiodła, i wszystko mię zawiodło!.. zbrzydł mi tem świat i chciał-bym módz nie patrzeć na niego...
Tak mówił i skarżył się długo, mowę swą przerywając ciężkiemi westchnieniami, lub wybuchami gorzkiego śmiechu. I, jak wszystkie rozpieszczone dzieci, jak wszyscy ci, którzy przywykli bóztwem być dla siebie i drugich, ani myślał o tém, ani spostrzegł, że skargi i użalania się jego krwawić mogły serce téj, która ich słuchała. Nie spostrzegł, że na zapadłe żółte policzki staréj matki wybijały się zwolna krwiste plamki rumieńców, że usta i ręce jéj drżały,