Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 105.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   97   —

a czoło, zawsze wyniosłe i piękne, pod srebrzystą przysłoną włosów zupełnie już białych, fałdowało się w grube, bolesne zmarszczki.
Umilkł nakoniec i dlatego tylko zapewne, że w zupełności już zadowolnił potrzebę swą zwierzenia się i skarżenia. Wtedy naprzeciw niego ozwał się szept cichy i drżący:
— Oj biedny ty, biedny, synku mój! robaczku, gołąbku...
Milord wstał.
— O tak! — rzekł, — biedny jestem, bardzo biedny! ale co tam już o tém mówić!
Zapewne, mówił już dosyć o biédach swych.
— Teraz, — ciągnął, — trzeba-by pomyśléć o zaradzeniu biedzie ostatecznéj...
I, stanąwszy przed matką ze skrzyżowanemi na piersi ramionami, wymówił:
— Czy mamcia wié, że ja do mamci piechotą przyszedłem?
Za całą odpowiedź, siwe gęste brwi kobiety podniosły się wysoko nad oczyma jéj, nieruchomo w twarz syna wpatrzonemi.
Milord ciągnął:
— Sprzedałem powóz mój, konie, meble, nawet psy, wszystko słowem, co lubiłem i do czego przywykłem... a raczéj sprzedał je Taczkiewicz, do którego o to z za granicy pisałem, a pieniądze, które mi za to przysłał, poszły tam, gdzie i inne... Teraz kamienicę