Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/061

Ta strona została skorygowana.

....Minęło, i to, jak wszystko, minęło. Kilka cieniów ludzkich i jeden znikły obraz więcej na przebywanej drodze, za mną. Jednak czuję, że posiadania tej chwili we wspomnieniu nie oddałbym za nic, i nawet, że myliłem się, mniemając, iż ją za sobą pozostawiłem. Idealny jej obraz towarzyszy mi i teraz; wiem również, że, jak tarczą, nim się niejednokrotnie osłonię przeciw nacierającym na mnie odmętom melancholii. Więc poniekąd przemijanie rzeczy, nie ich trwałość, jest właśnie złudzeniem człowieka, bo to, co minęło, trwa w duchu ludzkim pod postacią słodyczy lub trucizny, pociechy lub zgryzoty, więc zapewne i w ogólnej summie ludzkiego ducha pozostaje przelaną do niej kroplą dobra, lub zła.
....Ale co tam! Dość myśleć! Chcę patrzeć na piękną naturę i poić się jej czarem, choć nie wiem wcale, jak ona wygląda poza sferą zmysłów moich! Chcę cieszyć się, że od zgaśnięcia uratowałem jedno młode życie, choć wiem, że nie będzie ono ani doskonale szczęśliwem, ani całkowicie dla szczęścia świata pomyślnem. Chcę pocieszać się dostrzeżonymi okruchami ideału, choć wiem, że są one drobne i znikome. Chcę czerpać siłę z minionej chwili, choć ona minęła. Chcę żyć, pocieszać, wspomagać, ratować... Do pracy! do pracy!...»