Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/078

Ta strona została skorygowana.

ale do wstępowania w ich ślady powołania w sobie nie uczuwam. I jest to zupełnie naturalnem. W społecznych i w cywilizacyjnych zadaniach, tak, jak we wszelkich innych, koniecznym jest podział pracy. Sama natura, przez wszczepianie w ludzi rozmaitych skłonności i zdolności, tych stawia przy jednym kółku maszyny, tamtych przy innem. Ja nie przy tem postawiony zostałem i — rzecz skończona. Reformatorem będąc, trzeba ogromnie wyrzekać się i cierpieć, a dla mnie wyrzekanie się, cierpienie jest wprost wstrętne. Wiem, że wogóle żyjące istoty cierpieć nie lubią, ale to nielubienie bywa w stopniu nierównym, we mnie zaś dosięga najwyższego. Przecież widywano męczenników uśmiechających się wtedy, gdy zdzierano im skórę z pleców, a i dziś jeszcze można gdzieniegdzie spotkać ludzi zgłodniałych, odartych lub w inny jaki sposób udręczonych, którzy mówią, i szczerze mówią: »Cierpię dla takiej a takiej idei, więc to cierpienie jest mi szczęściem.« To bardzo wzniosłe i jest w tem nawet żywioł piękna: nie zaprzeczam. Sam nawet miałem raz pyszny pomysł do dramatu, którego bohaterem byłby taki wspaniały jegomość. Ale w gruncie rzeczy ani ci ludzie mają więcej zasługi przez to, że ich natura wyższą zdolnością do cierpienia i pocieszania się obda-