Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Melancholicy 01.djvu/150

Ta strona została skorygowana.

po raz pierwszy kilku miesięcy i nadzieją pomyślnego uregulowania interesów, które w stan wielkiej niepomyślności wpadały, czułem się już zupełnie wyraźnie nieszczęśliwym. Pustka życia w bardzo dotkliwy sposób łączyć się zaczynała z pustką kieszeni, a obie zarówno mię nudziły. Dręczyły mię w dodatku początki tej choroby, która teraz do końca swego i mego dobiega, a perspektywa przepędzenia kilku miesięcy na pustyni, jak możesz to sobie łatwo wyobrazić, nie poprawiała mi humoru.
Co tu robić? czem żyć i tak się zagłuszyć, aby samego siebie nie czuć? Miałem zrazu zamiar zabrać z sobą w te miejsca kogoś z tych, z którymi w tamtych najwięcej żyłem, lecz kiedy zacząłem wybierać, przyszedłem do wniosku, iż wszyscy oni byli mi blizcy i wielce przyjemni w gromadzie, każdy z osobna jednak przedstawiał się takim dalekim i nudnym, że obecność jego sprawiłaby mi więcej przymusu, subjekcyi i kosztu, niżeli pociechy. Tu znowu nikogo, ani zblizka, ani zdaleka nie znałem, a do znajomienia się nie czułem ochoty. Nie byłem zdolny wziąć się do niczego: ani do czytania, ani do czegokolwiek w ogóle, co jest pod słońcem. Kucharza miałem tu, równie, jak tam wszędzie, doskonałego, ale apetyt słaby; konie w staj-