Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja tobie mały cościś powiem. Otwórz tylko szeroko uszy i słuchaj, uważnie słuchaj, bo idzie tu o los, słyszysz? o los i twój i mój. Los, widzisz, jest jak wiatr. Goń go, człecze śmiertelny, od urodzenia aż do grobowéj deski! Złapiesz — dobrze! Nie złapiesz — cierp! Ale zawsze taki łapać trzeba. My bo z nieboszczką moją Nastasią, świeć Panie duszy jéj, przez czterdzieści lat po wiatr ten garście wyciągali; uciekał... zmarło to biedactwo w biedzie i desperacyi. A wiesz ty: czego to ona tak desperowała? Tego niby, że, po jéj śmierci, ja z torbą pójdę. Otóż nie pójdę. Znałać mię ona przez 40-ci lat z górą, a ot nie wiedziała jeszcze, jaki ja rozum mam. Poszedłem ja sobie tedy do głowy po rozum i wymyśliłem taką rzecz, że i na dziady nie pójdę i może jeszcze los złapię... tylko ty, Sylwek, łapać go będziesz ze mną... A no, tak i po sprawiedliwości być powinno. Przeciem ja cię wyhodował i krwawicą swoją wykarmił... Ręka rękę myje, noga nogę wspiera. Tak sam Bóg Wszechmogący przeznaczył, ażeby było...
— Gadajcież, dziadźku, prędzéj, coście tam wymyślili? — z ciekawością zapytał Sylwek.
— Ot, com wymyślił, — odparł Łukasz. Jutro nam trzeba iść ztąd. Jeżewicz tu siądzie. Żeby on w piekle gorącém siadł na wieki wieków, Amen. Jutro w piecu tym, w którym nieboszczka moja, świeć Panie duszy jéj, strawę warzyła, Jeżewiczowa smażyć i prażyć będzie... żeby ją szatani w smole roztopionéj smażyli i prażyli po wieki wiekuiste, Amen. Co nam robić? Torby uszyć i, na plecy je wziąwszy, w świat iść: ja w jedną stronę, ty w drugą? Paskudnie to jakoś i nie chce się. Ja nie taki, jak drugi. Głowę na karku mam. Graty i szmaty wszystkie, co domostwo to napełniają, wczoraj sprzedałem. Przez lat 40-ci