Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

cydo, aż zanoszę się od kaszlu... W piersi jakbym szpilki miała, czy żmije.
Przycisnęła dłoń do wklęsłéj istotnie i pod barwistym łachmankiem ciężko oddychającéj piersi.
Placyda Lirska patrzała na nią ze współczuciem.
— Niezdrowe życie prowadzisz, — zaczęła, — nigdy prawie z tego wilgotnego i zimnego mieszkania nie wychodzisz, źle jadasz, a po całych nocach nie sypiasz i książki czytasz... Herkules by nie wytrzymał. Już wiele razy radziłam ci: zamiast z garkuchni brać obiady, zajmij się sama gospodarstwem, chodź do miasta, kupuj... gotuj... rozruszasz się... będziesz zdrowa...
Helena poruszyła ręką w sposób, oznaczający najwyższe zniechęcenie.
— Nie umiem, — szepnęła, — i... nie mogę! Nerwy moje takie wrażliwe... wzdrygam się na widok surowego mięsa... Zresztą, nic mię nie obchodzi... czekam tylko téj chwili, w któréj cicho się robi koło mnie, aby wziąść książkę i czytać... czytać... czytać, aż do zapomnienia o wszystkiem, aż do upicia się. Noce są dla mnie najszczęśliwsze, bo wtedy wszyscy śpią i nikt mi nie przeszkadza. Tylko, że nie zawsze mam świece... to téż oszczędzam je jak mogę... dla tego i panią dziś przyjmowałam w ciemności, bo ot, oprócz ogarka tego, jedną już tylko świecę mam w komodzie, a kupić ich więcéj niéma teraz za co...
— Otóż to! otóż to! — zaczęła Lirska, — żebyś ty od czytania romansów tych odzwyczaiła się trochę... żebyś się trochę pojednała z życiem... choć ciężkiem, ale...
Helena wyprostowała się. Rumieniec wytrysnął na chude jéj policzki, zapadłe oczy błysnęły.
— O! — zawołała, — dziwna rzecz! wszystkim wszystko wolno, tylko mnie nic! Ileż to kobiet, w położeniu mojém,