Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Sylwek Cmentarnik.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

nie raz, nie sto razy, co to ludzkość? pokaż ty mi ją, niech ją oczy moje zobaczą i palce dotkną... po cóż tobie tak od razu skakać het, aż pod niebo wysokie. Przecież wielka bardzo drabina ta, po któréj Aniołowie święci w Jakóbowym śnie wstępowali. A na piérwszym stopniu téj drabiny, toć chyba matka rodzona, co cię w bólach i umartwieniach rodziła i hodowała, znajduje się, a na stopniu drugim znajduje się, czy ja wiem? może ot, te kamienie, po których całe życie chodzisz, może i te ludzie, między którymi wyrosłeś, może... ja nie wiem... nie uczonam, ale że nie ludzkość, to pewno... bo to takie jakieś stworzenie, co gdzieś za morzami i górami mieszka, a w powietrzu pływa, niby mgła, i nie zobaczysz jéj i nie obejmiesz rękami i nie złapiesz... Musisz tylko do niéj skakać; a kto skacze, ten i kark złamać sobie może... Tak ja jemu mówiłam, nie słuchał, nie wierzył, skoczył i przepadł!
Moryś niecierpliwił się już trochę.
— No, matko, dość już tego paplania. Gadasz dziś jak najęta, a jedno nie trzyma się drugiego. Co masz mówić, to mów, a nie, to puszczaj mię ztąd, bo czasu nie mam.
Miał czasu aż nadto i dla tego nie odchodził; żebraczka pochwyciła go za rękaw paltota, przysunęła się ku niemu tak, że czuł niemal oddech jéj na swéj twarzy i spiesznie szepnęła:
— Ratujcie dusze ludzkie od zbrodni... ratujcie niewinnego od krzywdy! Powiedzcie panu temu, co w tym białym domu mieszka, do którego wy chodzicie często, żeby ostróżny był... bardzo ostróżny, bo będzie źle....
Teraz Moryś pochwycił ją za ramię.
— Co? czy to o wuju moim mówisz? Czy to jemu grozi niebezpieczeństwo jakie?