Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/130

Ta strona została skorygowana.

Widokiem onym – i obiegłem w roku
Włochy i Niemce i słowem, natchnieniem
Skry siałem w sercu, łzy w niewieściem oku –
I ku Rzymowi z czołem pochylonem
Wracając, niosłem już starcowi wieści
Że książąt orszak – jak mąż – stanął – sobą
I wojsk krzyżowych co z krzyża ozdobą
Iść są gotowe na wszelkie boleści
Jest tłum natchniony –
I na łonie drżącem
Zapałem wielkiej rozkoszy bez granic
Co światy burzy i światy utwarza
Co jako wieczność wszystko tu ma za nic,
Z Miłości kona u powstań ołtarza
Krzyż wypaliłem żelazem żarzącem,
Bym go do końca wśród pokory nosił
Żem sobie taką chwilę tam! wyprosił
Życia modlitwy czynem błagającym!...
I patrz! On dotąd na piersi wznak bratni
Jest i z nim na sąd – zbudzę się ostatni...
Rycerze krzyże sobie wypalali
Na Jeruzalem!... w ryk morza wołali!...
O! jam się palił w duchu piorunami
Żywego Boga!... i bratał z wężami,
Przeto nie dziwo że ja znam po skórze
Gładkiej – błyszczącej – zimnej – w nieb lazurze!...
Lecz i aniołów znam ogniste dusze
Przelatujące w wieków zawierusze…
Ja porywałem jak strumień ich duchy
I serca mego zapalał zapałem,
Znosił obelgi, roztapiał łzą skruchy
I siebie – w sobie’m zgładził:
– «Zmartwychwstałem!...»
Raz do butnego rycerza znużony
Zaszedłem prosząc, by mi u ogniska
Swego pozwolił spocząć –
Urażony
Krzyknął z pogardą – że jego zamczyska