Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/33

Ta strona została przepisana.

w wiecznej harmonji dźwięcznej, dzwonnej,
w żywot przeradza się bezzgonny

Przecudna świateł gra, pusta, choć śliczna —!
Jakoż cię pojmę, o ty bezgraniczna
przyrodo? — gdzie twe piersi? — gdzie źródła przeczyste,
z których sączą się dzieje wszechświata wieczyste?
Źródło co złudne blaski z siebie wypromienia
płynie i poi! — Duchu! ja konam z pragnienia!

(odwraca z niechęcią karty księgi)
(zobaczył znak Ducha ziemi)

Jakżeż inaczej ten znak na mnie działa,
o ileż bliższy jesteś, Duchu ziemi!
jakoby winne pokrzepienie ciała,
a barki prężne skrzydłami orlemi.
Odwaga wzrasta! rzucę się w wir świata,
poznam ból ziemi, mej ziemi szczęśliwość —
z burzami i wichrami mężny duch się zbrata,
w zawiei i pomroce wzmoże się gorliwość.
Mroczą się już jaśnie —
księżyc pośród chmur —
lampa moja gaśnie!
niepojęty chór!
Duszący dym w ogniach się mieni!
wokół mej głowy
zamęt czerwonych płomieni!
Huk piorunowy
wykrzywia sklepienie!
Światła i cienie!
Stań się! czuję
twoją obecność — słyszę — przelatuje
koło mnie! — Duchu! duchu ziemi!
Ukaż się! zjaw się!
Serce me pęka!
Twoja ręka