Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/182

Ta strona została uwierzytelniona.

platany salwami piechoty, ani marzyć mogli o oporze, zresztą byli bez dowódzcy… Złożyli więc krwawą dziesięcinę i rzucili się za masami ludu do ucieczki.
I plac przed senatem zaległa cisza. Wierne pułki „biwakowały“ i zbierały całą noc ciała poległych, dla których grobem miały być przeręble, wyrąbywane w Newie.
Zamach był stłumionym dla historji i dla historji skończonym; dla dekabrystów był to jednak dopiero początek ostatniego aktu tragedji a dla dziejów podziemnej Rosji pierwszy posiew krwi.
Po pogromie na placu przed senatem, nastąpiły gromadne aresztowania. Aresztowania, nie wymagające ani sprytu policyjnego, ani zachodu. Sprzysiężeni ani nie myśleli o ucieczce, o ukryciu się i pozwalali się brać z jakąś fanatyczną wiarą potrzeby męczeństwa. I zachowanie się to dekabrystów było równie bezprzykładnem jak i sam „zamach“!… Dość go rozważyć, aby się przekonać, że zamachu stanu faktycznego nie było, że spiskowi ani próbowali uciec się do środków, przed jakimi nie cofał się ani Piotr I, ani Elżbieta, ani Katarzyna, ani Rewolucja Francuska, ani Senat Rzymski, że rozumieli konieczność ofiar, ale temi ofiarami sami postanowili być nadewszystko. Jeden może Pestel miałby zadość zimnej krwi i stalowej woli do strącenia dekabrystów z pod obłoków na twardą ziemię nieubłaganych konsekwencji każdej rewolucji. Ale Pestel był o setki mil od stolicy i był już uwięzionym w Tulczynie, w głównej kwaterze księcia Wittgensteina. Gromada, wiernych przysiędze oficerów, chciała odbić Pestela, zdołała nawet z podburzonym oddziałem wojska stoczyć jedną potyczkę, a echami buntu poruszyć