Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

Oto, gdy cesarz nie mógł już wyrazu dobyć ze stawionego przed nim podpułkownika Sergiusza Murawiewa-Apostoła — padł w furję. Zaczął tupać, grozić pięścią skutemu więźniowi.
— Ja jestem twoim cesarzem! Ja jestem panem twego życia i śmierci!!…
Murawiew obrzucił trzęsącego się z gniewu cesarza dumnem spojrzeniem i rzekł zimno:
— Ty?! Ty, dla mnie, jesteś tylko synem bękarta!!…
Mikołaj rzucił się z furją na bezwładnego Murawiewa, powalił go i jął go bić i kopać… I kto wie, czyby Murawiew doczekał się stryczka, gdyby nie marszałek dworu, Benkendorf, który, posłyszawszy hałas w gabinecie cesarskim wpadł i wyrwał nieszczęsnego dekabrystę z pod nóg Mikołajowi.
W Petropawłowskiej fortecy czekały na dekabrystów nietylko kazamaty ale i, tak zwana, komisja śledcza, wybrana z pośród oddanych Mikołajowi generałów. Komisja miała sobie powierzony właściwy akt oskarżenia, a więc określenie winy każdego ze sprzysiężonych i naturalnie pochwycenie i tych jeszcze, którzy dotąd uwięzionymi nie byli.
Komisja zabrała się do pracy z zapałem, z góry postawiwszy sobie za zasadę potępienie wszystkich!… Dekabryści milczeli, a jeżeli mówili to strzegli się nazwisk. Komisja nie mogła oczywiście aprobować takiego oporu i usiłowała go przełamać… Zaczęły się tortury, obietnice, wezwania podstawionych popów do spowiedzi, przesiadywanie w kazamatach szpiegów, szukających zwierzeń… a nareszcie zapisywanie bezkrytycznie wszystkiego, co kto powiedział lub czego nie powiedział, co w malignie wybełkotał, lub co w bólu jęknął…