Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/227

Ta strona została przepisana.

w Yonville nie oglądano takiej parady! Niektórzy z mieszczan pobielili na nowo swoje domy; trójkolorowe chorągwie powiewały w otwartych oknach; wszystkie karczmy były napełnione, a przy pięknej pogodzie krochmalne czepeczki, złote krzyżyki i różnobarwne chusteczki lśniły białością, migotały w promieniach słońca i jaskrawością swoją urozmaicały ponurą jednostajność surdutów i granatowych płóciennych kurtek. Okoliczne czynszowniczki zsiadając z konia wyciągały duże szpilki, któremi podpięte miały suknie z obawy zabłocenia, mężowie ich zaś okrywali dla ochrony kapelusik chustką, której jeden róg trzymali w zębach.
Tłum schodził się na główną ulicę z dwóch kończyn miasteczka. Płynęła fala ze wszystkich uliczek, zaułków, ze wszystkich domów, od czasu do czasu słyszano stuknięcie ciężkich drzwi, które się zamykały za mieszczkami w nicianych rękawiczkach, wychodzących dla przypatrzenia się uroczystości. Najwięcej podziwiano dwa podłużne trójkąty pokryte lampami, po dwóch stronach estrady, którą zajmować miały władze, nadto, przy czterech słupach merostwa zatknięto cztery proporce z małemi zielonemi chorągiewkami, na