Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

chach. Gdy wjechał do Bertaux, koń jego spłoszył się i w bok uskoczył.
Był to porządny na oko folwark. Przez otwarte drzwi stajen widzieć się dawały tęgie robocze konie przy nowych żłobach. Wzdłuż budynków ciągnęło się długie dymiące gnojowisko, a pośród kur i indyków przechadzało się z powagą kilka pawi — ulubiony zbytek normandzkich podwórz. Owczarnia była długa, stodoła wysoka, o ścianach gładkich jak dłoń. Pod szopą stały dwa wielkie wozy i cztery pługi, z całemi zaprzęgami, biczami i t. p. Dziedziniec podnosił się zwolna, wysadzony regularnie drzewami, a wesoły gwar stada gęsi rozlegał się w około sadzawki.
Młoda kobieta w niebieskiej merynosowej sukni z trzema falbanami wyszła na próg domu na przyjęcie pana Bovary, którego wprowadziła do izby kuchennej gdzie płonął wielki ogień. Śniadanie dla ludzi gotowało się w mniejszych i większych garnkach. Wilgotne ubrania suszyły się w głębi komina. Łopatka, szczypce i rurka mieszka, wszystko olbrzymich rozmiarów, błyszczały jak stal wypolerowana, podczas gdy pod ścianami piętrzyła się obfita baterya naczyń kuchennych, w których także połyskiwał jasny płomień