Strona:PL G Flaubert Pani Bovary.djvu/548

Ta strona została przepisana.

Wiedział bowiem że we wszystkich wypadkach otrucia należało robić rozbiór, a Bovary nic nie rozumiejąc, odpowiedział:
— Ach rób go! rób co chcesz! ocal ją!..
A powróciwszy do niej, rzucił się na kobierzec i płakał z głową opartą o brzeg łóżka.
— Nie płacz Karolu! rzekła z cicha. Wkrótce cię już dręczyć nie będę!
— Ale dla czego?.. Co cię do tego skłoniło?
Odpowiedziała:
— Musiałam... mój drogi.
— Czyś nie była szczęśliwą? Czym ja temu winien?.. Czyniłem jednak wszystko co było w mej mocy!
— Tak jest... to prawda... ty dobrym jesteś, ty jeden!...
I przesuwała mu ręką po włosach, miękko, powoli. Słodycz tego dotknięcia dopełniła miary jego boleści; czuł całą istność swoją rozdzierającą się z rozpaczy na myśl że trzeba ją utracić, utracić w chwili kiedy objawiała mu więcej niż kiedykolwiek miłości; i nie widział żadnego środka ratunku; nic nie wiedział, nic nie śmiał przedsięwziąść, tak dalece nagląca konieczność prędkiego postanowienia rozum mu pomieszała.