Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/249

Ta strona została przepisana.

Etrusków, Kampanijczyków i Brucjów, — wzniesiono cztery wielkie stosy.
Grecy końcami swych mieczy wykopywali doły, Spartjaci swemi czerwonemi płaszczami okrywali zmarłych; Ateńczycy swoich obracali twarzą do słońca; Kantabryjczycy zasypywali ich kamieniami; inni wiązali po dwuch wołowym rzemieniem.
Garamanci rozrzucali trupy po wybrzeżu, ażeby bezustannie obmywała je fala. Lecz Latyńczycy ubolewali, że nie mogą zbierać w urny popiołów. Nomadowie żałowali rozpalonych piasków, w których z ciał tworzyły się mumje. Celtowie pragnęli trzech nieciosanych kamieni pod swem dżdżystem niebem w głębi zatoki zasianej wysepkami.
Rozlegały się przeraźliwe wrzaski a po nich głuche milczenie naprzemian, co miało oznaczać przyzywanie dusz do powrotu.
Usprawiedliwiano się przed zmarłymi, iż niepodobna zachować przepisanych obrządkiem ceremonij, wiedziano bowiem, że z powodu tego zaniedbania biedne dusze muszą się błąkać przez czas nieokreślony, przebywać wszelkiego rodzaju przygody i metamorfozy.
Przyzywano je, zapytując, czego potrzebować mogą, lub też obsypywano wyrzutami, — że się pozwolili zwyciężyć.
Blask, bijący od stosów, oświecał blade postacie trupów porozrzucanych tu i owdzie na szczątkach zdruzgotanych rynsztunków. Łzy: obficie płynęły, łkania stawały się coraz głośniejsze. Kobiety rzucały się na zabitych, tuląc usta do ich ust, opierając czoła na martwych obliczach, tak że trzeba było siłą odrywać rozpaczające. Wszyscy pogrążeni w żalu, na znak żałoby uczernili sobie policzki, obcięli włosy, puszczali krew, kropiąc nią ziemię na grobach, albo robili sobie