Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/252

Ta strona została przepisana.

Podarte płótno, poruszone wiatrem dotykało ust jego długiemi łachmanami; Matho spostrzegł na niem ślad czerwony ręki; była to ręka Narr-Havasa, symbol zawartego niegdyś przymierza. Wódz barbarzyński powstał, wziął rozpaloną głownię i rzucił z pogardą pomiędzy szczątki namiotu. Potem końcami swych koturnów popchnął w płomienie niektóre odsunięte przedmioty, ażeby po nie nic nie zostało.
W tejże chwili, tak że nikt nie mógł odgadnąć skąd przybywa, zjawił się Spendius.
Dawny niewolnik przywiązał sobie do grzbietu dwa kawałki lancy. Utykał z miną płaczliwą, zionąc skargami.
— Oddal się już ode mnie — rzekł mu Matho, — wiem, że jesteś odważny. Był bowiem tak pognębiony srogością bogów, że nie miał siły powstawać przeciw ludziom.
Spendius pociągnął go ku grocie, w której byli ukryci Zarxas i Autharyt. Oni również pierzchnęli jak niewolnik, jakkolwiek jeden był tak okrutnym, a drugi tak lubił przechwalać się swoją odwagą. Lecz któż mógł przewidzieć takie następstwa, któż się spodziewał — mówili zdrady Narr-Havasa, pożaru między Libijczykami, utraty welonu, nagłego napadu Hamilkara, a nadewszystko takich jego manewrów, któremi ich wpakował w głąb góry, rażąc nieustannie ciosami?
Spendius naturalnie nie przyznawał się też do tchórzostwa, utrzymywał tylko, że mu zdruzgotano nogę.
Nareszcie trzech dowódców wraz z swoim wodzem zaczęli radzić, co im wypada przedsięwziąć.
Widocznem było, że Hamilkar zamknął im drogę do Kartaginy, znajdowali się pomiędzy jego wojskiem i krajami Narr-Havasa. Miasta tyryjskie bez wątpienia połączą się ze zwycięzcami, a barbarzyńcy widzieli się